Polska BB – Barbara Brylska

Dziś porozmawiamy o kolejnej postaci w moim cyklu postów o wybitnych Polakach, którą jest znakomita aktorka Barbara Brylska. Proponuję wypróbować nieco inny format, niż dotąd. Stworzyłam ten tekst na podstawie biografii „Barbara Brylska w najtrudniejszej roli” i znajdziecie tu sporo cytatów z tej właśnie publikacji. Przy czym, aby lektura była dla was nie tylko przyjemna, ale też pożyteczna, cytaty zamieniłam w ćwiczenia językowe.

Barbara Brylska to zdecydowanie najbardziej znana polska aktorka w Rosji i na całym terytorium byłego Związku Radzieckiego. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest ona bardziej znana w Rosji, niż w Polsce. Być może przyczynia się do tego popularność filmu „Ironia losu” (inny tytuł to „Szczęśliwego Nowego Roku”), w którym zagrała w 1975 roku. W każdego Sylwestra jest on pokazywany w Rosji – to ewenement na skalę światową. Postać Nadii Szewielowej, zagraną przez Brylską zna każdy Rosjanin. Za tę rolę dostała Nagrodę Państwową ZSRR jako pierwsza cudzoziemka w historii.

Jak już wspomniałam, w Polsce Barbara Brylska jest mniej znana, chociaż i w polskiej kinematografii zagrała kilka kultowych ról. Jak często bywa w przypadku wybitnych aktorów i aktorek, jej umiejętności przejawiały się od samego dzieciństwa, nieraz w bardzo dramatycznych sytuacjach. W 1944 roku mała Basia miała zaledwie trzy latka. Jej mama spodziewała się drugiego dziecka, tymczasem była zmuszana przez Gestapo do ciężkiej pracy w szwalni wojskowej w Łodzi. Pewnego dnia stwierdziła, że po prostu nie ma sił wstać z łóżka, więc zostaje w domu. Oto, jak później opowiadała o tym dniu:

Karierę aktorską Brylska zaczęła bardzo wcześnie, jeszcze w szkole, w 1956 roku. Dostała epizodyczną rolę w filmie „Kalosze szczęścia”. Z początku granie nie bardzo się Barbarze spodobało i myślała o studiach plastycznych. Dopiero nauczyciele szkolni skłonili ją do zdawania do szkoły teatralnej w Łodzi. Tam szybko się przekonała, że jest w swoim żywiole i tak naprawdę przez całe życie marzyła tylko o tym. Pierwsze role przyszły dość szybko, chociaż w szkole teatralnej nie pozwalano studentom na granie w filmach w czasie roku akademickiego.

Pierwszą wielką rolą Brylskiej była kreacja Kamy, kapłanki fenickiej w filmie „Faraon” (1966). Warto przy okazji wspomnieć, że „Faraon” to jeden z najlepiej sprzedanych polskich filmów w historii, zresztą nominowany do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

Brylska przypłaciła usunięciem ze studiów za łamanie zakazów uczelni. Na uczelnię wróciła dopiero parę lat później i ostatecznie uzyskała dyplom.

Prawdziwą sławę w Polsce Brylskiej przyniosła rola Krzysi Drohojowskiej w „Panu Wołodyjowskim”. Obraz nakręcono na podstawie trzeciej części kultowej Trylogii Henryka Sienkiewicza. Produkcja filmu była niemal sprawą narodową ze względu na szaloną popularność i wielką wagę pierwowzoru literackiego. Castingi przeprowadzano publicznie. Nic więc dziwnego, że dobrze zagrana rola romantycznej, ujmującej Krzysi zaowocowała niewiarygodną popularnością Brylskiej.

Z dnia na dzień stała się ona rozpoznawalna na ulicy, propozycje nowych ról spływały jedna za drugą. „Pan Wołodyjowski” okazał się wielkim sukcesem. Co ciekawe, reżyser Jerzy Hoffmann nie wspominał miło współpracy z Brylską:

Sama Brylska nigdy się nie przyznała do swoich wybryków. Twierdziła, że w scenie z kuligiem to ona była poszkodowana, bo od długiego siedzenia w saniach miała kompletnie zmarznięte stopy, a pudelek w istocie nikomu nie przeszkadzał, bo był idealnym psem, który nigdy nie sprawiał najmniejszych kłopotów. Powstaje pytanie, dlaczego tak grzeczny i cichy pies nie mógł spokojnie czekać na swoją panią w domu, tylko musiał biegać po planie filmowym, ale kto by się tam kłócił z taką gwiazdą!

Tak, czy owak pretensje Hoffmanna musiały być poważne, bo kiedy pięć lat później zabrał się za kręcenie „Potopu” (druga część Trylogii Sienkiewicza) i Brylska wygrała narodowy plebiscyt na główną rolę Oleńki Billewiczówny, reżyser bezkompromisowo odmówił współpracy z nią i obsadził w tej roli Małgorzatę Braunek. Brylska ciężko przeżyła tę odmowę, bo rola Oleńki była jedyną, o którą naprawdę walczyła. Co prawda, i tym razem nie przyznała się do jakichkolwiek błędów, a decyzję Hoffmanna do dziś tłumaczy tym, że padła ofiarą intryg i rozgrywek środowiska aktorskiego.

Hoffmann nie był jedynym reżyserem, który uskarżał się na trudną współpracę z Brylską. W 1976 roku podpisała umowę z producentami filmu „07 zgłoś się”. Zagrała całą rolę bez zarzutu, jednak pod koniec arogancko postawiła się reżyserowi Krzysztofowi Szmagierowi i oświadczyła bezapelacyjnie, że nie pozwoli nakręcić sceny, gdzie miała leżeć u kosmetyczki z twarzą całkowicie pokrytą maseczką. Krzyczała wtedy „Moja twarz to narzędzie pracy, dzięki niej pracuję, dzięki niej gram. Ja się panu na ekranie jako paskudna, pokazywać nie będę!”. Scenę trzeba było przepisać, a zdaniem reżysera, jej nieuzasadniony i nieoczekiwany upór popsuł już prawie nakręcony film.

Jednak trzeba przyznać, że Szmagier dał Brylskiej jeszcze jedną szansę w innym filmie i tym razem, niezależnie od specyficznego zachowania aktorki na planie, był zachwycony jej warsztatem:

Rozwijająca się w szalonym tempie kariera filmowa dawała Brylskiej mnóstwo możliwości do podróżowania. Były to wyjazdy pełne przygód, które skrzętnie notowała i fotografowała. Oto, co opowiada o jednej z nich biografka:

 

Chociaż widzowie uwielbiali Brylską, a wiele osób uważało ją za seks-bombę i nazywało ją „polską BB” (francuska BB – Bridget Bardot), prywatnie nie potrafiła znaleźć szczęścia i spokoju. Pierwsze małżeństwo z Janem Borowcem przetrwało zaledwie sześć lat. Drugie, z Ludwikiem Kosmalem, formalnie trwało niewiele więcej, ale z przyczyn lokalowych mieszkała z mężem jeszcze długie lata. Po wielu nieudanych próbach i kilku poronieniach, w 1973 roku w końcu urodziła córkę Basię. Do dziś mówi, że to był najszczęśliwszy dzień w jej życiu. W 1982 roku urodziła syna, Ludwika.

Drugie małżeństwo, choć zbudowane na bardzo silnym zauroczeniu i mocnym uczuciu, okazało się nieszczęśliwe. Ludwik Kosmal nie potrafił znieść szalonej popularności Barbary. Dostawał szału, kiedy widział w prasie podpisy do zdjęć „Barbara Brylska z psem, obok aktor Karaszkiewicz, z tyłu mąż”. Nie stronił też od alkoholu, często urządzał nocne awantury, nieraz poniżał ją nawet w obecności innych, uważając, że w taki sposób podniesie swoją własną wartość. Barbara długo miotała się w swoich uczuciach, z jednej strony znieważana przez męża, z drugiej strony niezmiernie mu wdzięczna za dar macierzyństwa i gotowa za to przebaczyć wszystko. Ostatecznie wypracowała dość specyficzne reakcje obronne:

Prawdziwym pocieszeniem była dla niej dorastająca córka, która w tak samo młodym wieku, jak jej matka, zaczęła karierę modelki i aktorki. W wieku 19 lat już jeździła na pokazy mód do Japonii i do Paryża. Kiedy Jerzy Hoffmann zaczął przygotowania do realizacji ostatniej filmowej części Sienkiewiczowskiej Trylogii, „Ogniem i mieczem”, najpoważniejszą kandydatką do głównej roli kobiecej była właśnie Barbara Kosmal. Szczęście Brylskiej i jej córki nie miało granic. Wydawało się, że zamyka się pewien logiczny krąg, że obrót spraw niejako wynagrodzi jej tamtą niesłuszną decyzję Hoffmanna w sprawie „Potopu”. Niemniej jednak, przeznaczenie zdecydowało zupełnie inaczej.

Również Barbara Kosmal kilkukrotnie otarła się o śmierć. We wczesnym dzieciństwie uderzyła się mocno główką w sufit samochodu, kiedy ten nieoczekiwanie podskoczył na wyboistej drodze. W wieku kilku lat balansowała na balustradzie balkonu na ósmym piętrze, nieświadoma potencjalnego zagrożenia. Z kolei, gdy miała 19 lat pijany kierowca potrącił ją na pasach. Dwoje pieszych, którzy szli razem z nią, trafiło do szpitala z poważnymi obrażeniami, Basi udało się ujść cało, chociaż z mocnymi potłuczeniami. Wydawało się, że Anioł Stróż uważnie czuwa zarówno nad matką, jak i nad córką. Jednak 15 maja 1993 roku szczęście odwróciło się od nich obydwu. Brylska odebrała telefon ze szpitala, aby dowiedzieć się, że jej córka zginęła w wypadku samochodowym. Wydarzyło się to na prostej drodze, bez żadnych okoliczności zagrażających bezpieczeństwu. Za kierownicą siedział Xawery Żuławski, syn Małgorzaty Braunek, która „odebrała” Brylskiej jej wymarzoną rolę Oleńki w „Potopie”. To on był odpowiedzialny za wypadek. Przeżył. Barbara pogrążyła się w żałobie, z której nigdy się do końca nie otrząsnęła.Przez trzy pierwsze lata nie wychodziła z domu i bez przerwy płakała. W końcu oczy bolały ją tak mocno, że nie mogła ich otworzyć. Musiała poddać się operacji. W głębi duszy wiedziała, że musi żyć i być wsparciem dla syna, który w dniu wypadku miał dziesięć lat, ale ciężko było jej się na to zdobyć:

Trudno mi wyobrazić sobie, że jeszcze kiedyś potrafię się szczerze śmiać i być taką, jak dawniej. Tamto moje „ja”już umarło. (…) Istnieje jeszcze ostatnia nadzieja, jaką jest mój syn i jemu poświęcę resztę mego życia.

Od tego tragicznego wydarzenia Brylska zagrała niewiele ponad dziesięć ról, z nich sześć w Rosji i jedną na Ukrainie. Trudno powiedzieć, czy to wypadek jej córki wpłynął na taki spadek aktywności zawodowej, wszak Brylska nigdy nie deklarowała końca kariery. Dramatycznego ładunku z pewnością nadal jej nie brak. Jednocześnie w latach 90., po upadku PRL i rozpadzie ZSRR, wiele osób zaczęło „rozliczać” Brylską z jej przeszłości i zarzucać jej, że granie w filmach radzieckich nie było patriotyczne i powinna się tego wstydzić. Nagroda Państwowa ZSRR, którą otrzymała jako pierwsza cudzoziemka w historii, zamiast powodu do dumy, stała się jej wilczym biletem. Niemniej jednak aktorka dziś nie zamierza się przed nikim tłumaczyć. Uważa, że nie należy mieszać polityki ze sztuką.

Barbara nadal często przyjeżdża do Rosji. Mówi, że uwielbia Rosjan i że w Rosji, dzięki cudownym i wdzięcznym widzom, nabiera sił i energii do dalszych działań. Osobiście nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w różnych programach rozrywkowych w rosyjskiej telewizji pozwala sobie na zachowania i wypowiedzi, które eufemistycznie dałoby się określić mianem niefortunnych. Z dumnej, powściągliwej kobiety, znającej swoją wartość zamieniła się w staruszkę (w tym roku skończyła 80 lat) zachowującą się jak nastolatka, która pierwszy raz stanęła przed kamerą i wydaje jej się, że prostackie dowcipy i przedramatyzowane gesty będą wyglądać zabawnie. Nie mogłam ukryć zażenowania, kiedy zobaczyłam, jak uczestniczyła w przeddzień Nowego 2019 Roku w rosyjskim programie „Модный приговор” („Modny werdykt”). Wówczas, zaginając kolana do środka jak dziecko, które ledwo powstrzymuje zew natury, wyznała, że ma problem z mężczyznami, bo z młodzi ją onieśmielają, a starych się brzydzi. Kiedy prowadzący składał jej życzenia noworoczne, przerwała mu i powiedziała, że wszystko, czego pragnie to pieniądze.

Trzeba przyznać, że nie był to wywiad, a rozrywkowe show, a wszystkie jej wypowiedzi najpewniej wcześniej napisano. Nie twierdzę więc, że jej wynurzenia są prawdą. Niemniej jednak było mi naprawdę przykro widzieć, jak gwiazda kina na skalę światową podejmuje się tak żałosnej „roli”Dla tych z was, którzy znają rosyjski, zamieściłam poniżej filmik z tym programem, jednakże niedawno został on usunięty z Youtube’a. Przypuszczam, że miało to bezpośredni związek z wybuchem wojny na Ukrainie. Kiedy rosyjska aktorka Lija Achiedżakowa, z którą Brylska grała w „Ironii losu” wypowiedziała się otwarcie przeciwko tej agresji, Brylska w obawie o jej zdrowie i życie otwarcie poradziła jej wyjechać z Rosji. W efekcie Brylska stała się wyklęta w Rosji i propaganda robi wszystko, by wymazać ją z pamięci społeczeństwa. Podobno w tym roku twarz Brylskiej w „Ironii losu” ma być zamieniona przez sieć neuronową na twarz innej aktorki, aby ludzie mogli dalej oglądać swój ulubiony noworoczny film.

Na koniec załączam nagranie długiego, godzinnego wywiadu z Brylską w polskiej telewizji w 1997 roku. Osobiście wolę ją zapamiętać taką, jak w tym wywiadzie.