Będziesz jedna, jedyna…

Po waszych niezwykle pozytywnych opiniach na temat mojego postu o Maksymilianie Faktorowiczu postanowiłam kontynuować swój cykl tekstów o wybitnych Polakach. Dziś przedstawiam wam Zofię Książek-Bregułową, aktorkę, poetkę, żołnierza powstania warszawskiego, a jednocześnie osobę, którą miałam szczęście poznać.

Zofia Książek-Bregułowa urodziła się w 1920 roku, stając się tym samym częścią słynnego pokolenia, które później nazwaliśmy Kolumbami (od tytułu powieści Romana Bratnego „Kolumbowie rocznik ‘20”). Właśnie dla nich przeżyciem pokoleniowym była II wojna światowa, pierwsze ważne wydarzenie ich dorosłego życia, a dla wielu również ostatnie. Ale w 1920 roku jeszcze nic nie zapowiadało tych krwawych wydarzeń. Zosia urodziła się na wsi pod Kielcami, w wielodzietnej rodzinie, w której wszyscy nazywali ją „cudokiem”. Bo jakże inaczej można nazwać dziecko, które, niesione przez mamę na ręku, przechyla się do tyłu, zamyka oczy, wachluje się rączką i mówi: „Niedobze mi! Umieram! Już nie żyję…”.

Od najwcześniejszego dzieciństwa przeznaczeniem Zofii było aktorstwo. Nie uczyła się gotować, nie sprzątała w domu, za to uwielbiała czytać, uczyła się wierszy na pamięć, chodziła do kina i wystawiała małe scenki dla okolicznej dzieciarni, przed występami malując sobie policzki czerwoną bibułką – taki powiew profesjonalizmu. Potem, uczęszczając do szkoły powszechnej w Kielcach, Zofia nie tylko recytowała poezję (koleżanki pokazywały ją sobie nawzajem palcami i szeptały z podziwem, że to jest ta Zosia, która potrafi się nauczyć takich długich wierszy na pamięć), ale też grała na gitarze i śpiewała w chórze szkolnym. Poza tym była wzorową uczennicą. Przez cały czas pielęgnowała marzenie o aktorstwie. Narastała w niej potrzeba wyrwania się ze środowiska, w którym żyła, prowadzenia ciekawszego życia.

Gdy ukończyła szkołę podstawową, odważyła się wyrazić wprost swoje oczekiwania, określić własną drogę. Rodzice nie chcieli zgodzić się na to, by Zofia uczyła się dłużej. Woleliby, żeby zajęła się gospodarstwem i pomagała mamie w obowiązkach. Jednak kilkunastoletnia wówczas Zosia okazała się niezwykle stanowcza, zagroziła nawet, że jeśli rodzice nie pozwolą jej na dalszą edukację, to rzuci się pod pociąg. Pod takim naciskiem rodzice ustąpili, choć niechętnie, bo edukacja w szkole średniej wiązała się z dużymi kosztami. Niebawem jednak i ten argument okazał się nieistotny, bowiem Zosia uczyła się tak dobrze, że została zwolniona z opłat. Wkrótce postanowiła zdecydowanie, że nie będzie urzędnikiem, nie będzie księgową, nie pójdzie nawet za mąż, bo obowiązki z tym związane nie przedstawiały jej się nazbyt interesująco. Zamiast tego zanurzy się w świecie fikcji i zostanie aktorką. W domu nadal wszyscy uważali to za fanaberie. Jednak Zofii to nie zrażało. Po cichu myślała sobie tylko: zobaczycie jeszcze, jaką będę aktorką!…

Wreszcie, po roku pracy w celu zebrania środków na studia, w nocy z 28 na 29 czerwca 1939 roku nadszedł ten długo wyczekiwany, upragniony wyjazd do stolicy. Mama żegnała Zofię z ogromnym niepokojem, jeszcze w stojąc na peronie, namawiała córkę przez okno pociągu do pozostania. Obawiała się, co będzie, jeśli wybuchnie wojna.

Nie martw się, mamo, na pewno nie wybuchnie! A nawet jeśli tak się stanie, – nie potrwa długo. Nie martw się! – wołała Zofia, machając z okna odjeżdżającego pociągu.

Dwa miesiące później życie wniosło swoje korektywy, niemniej jednak Zofia, jak i większość warszawian, nie zamierzała się poddać losowi. Wkrótce po rozpoczęciu okupacji w Warszawie zaczęło działać niesamowicie rozwinięte państwo podziemne z własnym systemem edukacji i sprawiedliwości, a także z programem kulturalnym. 15 listopada 1939 roku odbyły się pierwsze zajęcia tajnych kompletów Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w Warszawie. Zofia zrobiła pierwszy poważny krok w stronę zrealizowania swojego marzenia. Lata studiów i wytężonej pracy zapamiętała jako najszczęśliwsze lata swojego życia. Wreszcie robiła to, co chciała robić od najmłodszych lat. Pełne żaru i ekspresji relacje z tamtych dni można znaleźć w jej opowiadaniu „Pasja”.

To właśnie w okresie studiów, na jednym z wakacyjnych wyjazdów, Zofia spotkała miejscowego wróżbitę, który podobno fantastycznie przepowiadał przyszłość. Ku zaskoczeniu Zofii, kiedy wróżbita spojrzał na jej dłoń, na jego twarzy odmalowało się przerażenie. Odrzucił jej rękę i powiedział, że nie będzie wróżyć. Po długich namowach powiedział tylko, że jej linia życia się przerywa w kilku miejscach. I dodał: „Będziesz taka jedna, jedyna…”. Zofię ogarnął entuzjazm. Była pewna, że może tu chodzić tylko o wyjątkową, światową karierę. Jej talent rzeczywiście rozkwitał, miała przed sobą niezwykle obiecujące perspektywy, wielu jej profesorów pokładało w niej duże nadzieje, a jej nazwisko znajdowało się nawet na raportach kulturalnych wysyłanych do attaché kultury polskiej na emigracji. Przyszły jednak ważniejsze wyzwania.

Pod koniec lipca 1944 roku Zofia zdała z wyróżnieniem egzaminy końcowe, ale zamiast na scenę, 1 sierpnia poszła na barykady powstańczej stolicy, gdzie miał się rozegrać największy dramat jej życia. Przysięgę wojskową złożyła 3 sierpnia 1944 roku. Zofia Książek-Bregułowa była łączniczką zgrupowania Armii Krajowej „Krybar”. 5 września, kiedy odwiedzała rannych przyjaciół w szpitalu polowym, w budynek trafiła bomba. Zofia została ciężko ranna w głowę, nogi i klatkę piersiową. Najgorsze jest jednak to, że uszkodzony został również wzrok. Po dwóch dniach słabego i bolesnego widzenia, wszystko pokryła mgła. Po upadku powstania, wraz z innymi żołnierkami Zofia trafiła do niemieckich obozów jenieckich, gdzie z ciemną opaską na oczach podtrzymywała pozostałe więźniarki na duchu, recytując klasykę polskich wierszy patriotycznych. Po wojnie znalazła się w Edynburgu, w szpitalu im. I.J. Paderewskiego, rozpaczliwie walcząc o odzyskanie wzroku. Lekarzom udało się uratować tylko 2% widzenia w jednym oku, widzenie w drugim oku zostało stracone bezpowrotnie.

Cóż można zrobić, nie mając właściwie żadnych szans na spełnienie największego marzenia swojego życia? Zofia oczywiście wiedziała, co powinna zrobić: walczyć dalej. 16 września 1946 roku rozpoczęła edukację w St. Dunstan’s, brytyjskiej szkole dla ociemniałych i słabo widzących żołnierzy. Czas tam spędzony niezwykle umocnił ją duchowo. Przekonała się, że nigdy nie wolno się załamywać, nie wolno mówić, że już się dosięgło dna. Bo zawsze może być gorzej. Patrząc na inne osoby poszkodowane w czasie wojny, uczące się razem z nią, jeszcze bardziej doceniła to, że uratowano jej wzrok nawet w tym najmniejszym wymiarze i że wciąż jeszcze mogła normalnie funkcjonować.

Z tym większym uporem dążyła więc do podbicia sceny i realizacji dziecięcych marzeń. Nie chciała nawet słuchać o zmianie zawodu, o tym, że przecież jest wiele innych rzeczy, którymi mogłaby się w życiu zająć. Telefonistka? Cóż za kpina! Ona będzie aktorką, tylko po to się urodziła!

– Niemcy nie zabrali mi mego języka, nie zabrali mi mego wnętrza! – zwykła mówić, kiedy ktoś próbował ją namówić do przemyślenia kwestii zmiany zawodu. Wobec nieustępliwości Zofii, z St. Dunstan’s skierowano ją do Royal Academy of Dramatic Art w Londynie. Tam jeszcze bardziej rozwinęła się aktorsko i poczuła, że pomimo przeciwności losu może jednak robić to, co sprawia jej największą satysfakcję.

W Szkocji, jeszcze w czasie swojego pobytu w szpitalu, Zofia poznała swojego przyszłego męża, Włodzimierza Bregułę, skrzypka, prawdziwego przyjaciela, towarzysza swej trudnej drogi. Pobrali się w 1947 roku, po powrocie do Polski. Wtedy też Zofia zaczęła się starać o miejsce na rodzimej scenie. Występy publiczne nie były dla niej pierwszyzną: wiele razy występowała w czasie studiów aktorskich, w ramach egzaminów, często grała też i recytowała wiersze na spotkaniach towarzyskich. Za swój debiut zawsze uważała występy w obozach jenieckich, niemniej jednak na prawdziwej scenie po raz pierwszy zaistniała w 1949 roku, w Opolu, w roli Zośki-Wariatki w adaptacji „Placówki” Bolesława Prusa. Dawała z siebie wszystko, grała najlepiej, jak potrafiła, powtarzając sobie ciągle: „Ja nie mogę być tylko dobra. Ja muszę być świetna. Ja zasłużę, zasłużę na to, żeby być na scenie!”

Niestety, i tak nie zasłużyła na to, by zagościć na scenie na dłużej. I wcale nie dlatego, że brakło jej talentu czy umiejętności. W powojennej Polsce, znajdującej się pod wpływem Związku Radzieckiego powstańcza przeszłość Zofii nie była mile widziana, a Zofia nie uznawała kompromisów. Nie zamierzała przemilczać swojego udziału w Armii Krajowej po to, by zbudować karierę. Jej nazwisko zaczęło znikać z afiszów, potem nastąpiło przeniesienie z teatru w Opolu do Teatru Śląskiego w Katowicach, gdzie oprócz monospektaklu „Podróż do zielonych cieni” Zofia nie zagrała żadnej ważnej roli. Ale i to nie złamało jej determinacji. Zaczęła prowadzić literackie audycje radiowe w Radiu Katowice i radiu warszawskim, dawała też setki koncertów poezji polskiej dla młodzieży całego Śląska, zaszczepiając w ten sposób w młodych ludziach zainteresowanie poezją. Cieszyła się, widząc, jak licznie młodzież przychodziła na spotkania z nią i z jakim skupieniem jej słuchano. Zawsze twierdziła, że miłość do Ojczyzny zaczyna się od ukochania do poezji i języka ojczystego.

Wydawać by się mogło, że jej życie będzie się już toczyć stałym, niezmiennym torem. Niestety, na Zofię czekał jeszcze jeden tragiczny cios. 12 czerwca 1985 roku, w wyniku nieszczęśliwego wypadku, Zofia całkowicie straciła wzrok. Pogrąża się w smolistej otchłani bez dna, w najczarniejszej, niekończącej się nocy, bez nadziei na odmianę. Przerażenie Zofii nie miało granic. Myślała, że oszaleje. Wtedy, jak sama to później nazwała, „spadły” na nią jej wiersze, które mąż spisywał niemal bez przerwy. Dwa tygodnie po wypadku pojechała wraz z nim do Skoczowa. Kolejne utwory powstawały lawinowo, zaczęły w nich powracać czasy wojny, Powstania Warszawskiego i czasy, kiedy Zofia była ranna. Pewnej nocy Zofii przyśnił się sen. Choć nie było widać słońca, było niesamowicie jasno. Scena rozgrywała się na bezkresnej łące, usłanej kwiatami z wydłużonymi kielichami i fryzowanymi płatkami w odcieniach różu, żółci, niebieskości i fiołkowego. Zofia biegała, krzycząc: Włodku, Bóg uczynił cud, ja widzę! Po przebudzeniu jej rozpacz nie miała końca – to był tylko sen…

Jednakże tego samego dnia, popołudniu, ku swemu niezmiernemu zdziwieniu, Zofia zorientowała się, że znikła smolista czerń, a pojawił się kolor popielaty. Z czasem popiel zaczął się zmieniać w jasnobeżowy, a następnie w kremowy tak błyszczący, jakby na niego świeciły reflektory. Kolory jaśniały coraz bardziej, pomimo, że nadchodziła noc. W dniu wyjazdu ze Skoczowa pojawił się przepiękny zielony. Krótkotrwałe powroty czerni przerażały, bo Zofia bała się, że już nigdy nie zobaczy kolorów. Jednak i one wracały. Gdy Zofia wróciła do domu, zaczęła żyć w istnym szalonym kalejdoskopie barw. Bywały momenty takiej jasności, że Pani Zofii zdawało się, że widzi normalnie. Wreszcie zdarzył się prawdziwy cud: Zofia zaczęła widzieć zarys własnych rąk, a nawet sylwetkę swojego męża. Zaczęła też dostrzegać towarzyszący jej prawie stale jej własny cień nie wywołany warunkami światła realnego. Oszołomiona tymi wydarzeniami udała się natychmiast do psychotronika, który powiedział, że to tak zwane widzenie pozazmysłowe jest wielkim szczęściem, cudem, który zdarza się raz na milion niewidomych osób. Zapewnił też, że zjawisko to będzie trwało nadal dzięki niesłychanej aktywności mózgu i nad wyraz bogatemu życiu wewnętrznemu, jeśli Zofia będzie dalej pisać poezję i kontynuować swoje audycje radiowe, recitale i koncerty poezji. Do tego Zofii nie trzeba było namawiać. Od czasu, kiedy czerń zastąpiły inne kolory, wiersze znów zaczęły się gwałtownie rodzić w nieprawdopodobnych ilościach, a wizje same się układały w formy artystyczne.

Rok po tych wydarzeniach, 23 maja 1986 roku niespodziewanie zmarł mąż Zofii, pozostawiając ją zupełnie osamotnioną, pozbawioną wszelkiego wsparcia. Przez całe swoje życie Włodzimierz z oddaniem opiekował się Zofią, bo nie chciał, by czuła się, jak osoba niewidoma, a on w ramach swojej rekompensaty stał się jej oczami. We wszystkim jej pomagał, a nawet zabraniał jej się uczyć czytania i pisania brajlem. – Brajl jest dla niewidomych, a ty nie jesteś niewidoma. – powtarzał uparcie. Wiele osób upatrywało w tej postawie niezwykłą miłość i przywiązanie Włodzimierza do żony, co niewątpliwie było prawdą. Jednak po niespodziewanym odejściu męża takie postępowanie okazało się wielką udręką dla Zofii. Przyzwyczajona do jego stałej opieki, Zofia gubiła się w swoim dwupokojowym mieszkaniu, nie potrafiła sobie nawet zaparzyć herbaty, na długo utraciła sen i nadzieję. Na pomoc znowu przyszły wiersze – przejmujące, pełne miłości i tęsknoty za mężem. Kilka lat po tej utracie Zofia znowu podjęła działalność koncertową w szkołach. Z czasem, dzięki ogromnej pomocy wielu przyjaciół, w tym też jej najwierniejszej przyjaciółki Barbary Surman, przyzwyczaiła się do w miarę samodzielnego życia, chociaż już zawsze bardzo polegała na wsparciu innych.

   rys. Katerina Moroz

Kiedy poznałam ją w 2006 roku, Zofia Książek-Bregułowa była bardzo energiczną starszą panią, która starała się być silna i dzielna, chociaż przy bliższym poznaniu czuło się rozgoryczenie życiem i ból nagromadzony w ciągu tylu lat prób i trudności. Pozazmysłowe widzenie nie opuściło ją do końca życia. Widząc moją sylwetkę była w stanie określić czy przyszłam w butach na wysokim obcasie czy nie. Pomimo własnych niespełnionych marzeń, zawsze powtarzała, że nie wolno się poddawać i rezygnować ze swoich planów. Niestety, historia pozostawiła na niej trwałe piętno – na tyle mocne i bolesne, że pani Zofia nigdy nie mogła się pogodzić z faktem, że jestem pół Rosjanką i nie zawsze byłam w stanie spokojnie słuchać jej tyrad wobec całego narodu rosyjskiego. Po kilku latach dość bliskiej współpracy, w czasie której zorganizowałam dla Pani Zofii prawie dziesięć koncertów w różnych szkołach i Domach Kultury, a także pomagałam jej w wielu codziennych zajęciach, po kolejnej dyskusji na temat tego, czy wszyscy „Ruscy” są źli, pani Zofia wyrzuciła mnie ze swojego mieszkania i zatrzasnęła za mną drzwi. Niemniej jednak do dziś uważam znajomość z nią za jedną z najciekawszych w moim życiu.

Bogata biografia Zofii została dostrzeżona przez wielu twórców. W 1995 Barbara Czajkowska napisała piękną biografię Zofii pod tytułem „Będziesz jedna, jedyna…”. Powstało również sporo filmów biograficznych i dokumentalnych poświęconych życiu Zofii: „Prawo do sceny” (1978 r. – interwencyjny dokument Krzysztofa Miklaszewskiego), „Poezja utkana z jej życia”, (1999 r.) i „Zamiast świateł rampy” (2004 r. – oba nakręciła Magdalena Makaruk), „Podróż do zielonych cieni” (2009 r. – film biograficzny Alicji Schatton, w którym sama miałam przyjemność wziąć udział). Zofia jest także jedną z bohaterek filmu niemieckiego dokumentalisty Paula Meyera „Konspiratorki” (2006), który w absolutnie unikalny sposób ukazuje życie państwa podziemnego w okupowanej Warszawie.

Zofia zmarła w osamotnieniu, w domu starości w Katowicach, w 2014 roku, w wieku dziewięćdziesięciu czterech lat.

 

 

ĆWICZENIE 1

Prawda czy fałsz?


ĆWICZENIE 2

Wybierz poprawną odpowiedź na pytania. Uwaga! Czasami dwie lub trzy opcje mogą być poprawne.


ĆWICZENIE 3


ĆWICZENIE 4

Co znaczą te wyrażenia użyte w tekście? Poprawną odpowiedź możecie sprawdzić, nacisnąwszy na przycisk „odpowiedź”

  1. uczyć się na pamięć
    odpowiedź
    próbować coś zapamiętać na tyle dobrze, by móc to powtórzyć dokładnie słowo w słowo, nie zaglądając do książki, notatek itp.
  2. wzorowa uczennica
    odpowiedź
    uczennica z wysoką średnią ocen ze wszystkich przedmiotów, odznaczająca się wzorowym zachowaniem
  3. przeznaczenie
    odpowiedź
    czyjś los; coś, co było zarządzone przez bogów dla kogoś, nieuchronna przyszłość
  4. fanaberie
    odpowiedź
    inaczej: głupstwa; czyjeś wymysły
  5. pokładać w kimś nadzieje
    odpowiedź
    sądzić, że ktoś spełni nasze wysokie oczekiwania wobec niego
  6. podtrzymywać na duchu
    odpowiedź
    pocieszać kogoś, dodawać mu nadziei i wiary
  7. pierwszyzna
    odpowiedź
    coś, co robimy po raz pierwszy
  8. udręka
    odpowiedź
    coś, co powoduje czyjeś głębokie fizyczne lub emocjonalne cierpienie
  9. rozgoryczenie
    odpowiedź
    głębokie rozczarowanie, wywołujące stałe, nieprzyjemne stany emocjonalne
  10. recytacja
    odpowiedź
    wygłaszanie utworu literackiego z pamięci, w sposób artystyczny

ĆWICZENIE 5

Uzupełnij poniższe zdania wyrażeniami z poprzedniego ćwiczenia. Niektóre formy trzeba będzie zmienić, by pasowały do kontekstu gramatycznego:


ĆWICZENIE 6

 

Inne posty o wybitnych Polakach:

https://polishnative.pl/max-factor-firma-z-polskimi-korzeniami/