W moim cyklu postów o wybitnych Polakach rozmawialiśmy już o przedstawicielach kina, teatru, muzyki, świata literatury, a nawet mody. W temacie teatru rozmawialiśmy o dwóch aktorkach: o Zofii Książek-Bregułowej i o Barbarze Brylskiej. Dziś przyszedł czas dodać do tej plejady postać wybitnego aktora.
Daniela Olbrychskiego zdecydowanie można nazwać nestorem polskiego filmu. Mając na swoim koncie role w blisko dwustu filmach krajowych i zagranicznych, jest on jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów polskich. Olbrychski zagrał w najbardziej kultowych polskich produkcjach i zdobył wiele prestiżowych nagród międzynarodowych. Po fenomenalnej roli Kmicica w „Potopie” Jerzego Hoffmanna (1974), w Danielu kochały się kobiety z całej Polski. Przyznam, że wiele lat później, kiedy byłam nastolatką, mnie także dotknęło to „szaleństwo”: nałogowo zbierałam wszystkie (papierowe jeszcze wtedy) wywiady z Olbrychskim, a jego zdjęcia i plakaty zajmowały każdy centymetr kwadratowy mojego pokoju. Dziś Olbrychski ma 77 lat i z pewnością nie jest już obiektem westchnień rozmarzonych kobiet, ale nadal trzyma się bardzo dumnie, posługuje się przepiękną polszczyzną i pozostaje wierny swoim zasadom i poglądom. Patrząc na niego i słuchając jego wypowiedzi ma się nieodparte wrażenie, że jest to człowiek z innej epoki, prawdziwy inteligent, który zamiast nagminnie dodawać do każdego zdania gest cudzysłowu, sypie jak z rękawa cytatami z klasyki literatury, i to nie tylko polskiej, ale i światowej.
Sam o sobie Daniel mówi, że jest niespełnionym sportowcem, bo od dzieciństwa marzył o tym, by zostać mistrzem olimpijskim. Pociągało go jednak tyle różnych dyscyplin, że ostatecznie żadnej nie poświęcił wystarczająco dużo czasu, by stanąć na podium. Wśród tych, które uprawiał, wymienić należy boks, szermierkę, sprint, jazdę konną i ping-ponga. Co ciekawe, kiedy miał 11 lat, lekarze wykryli u niego wadę serca, i to rzekomo na tyle poważną, że nie dość, że trzeba go było zwolnić z gimnastyki w szkole, to na dodatek nawet na skrzypcach musiał grać wyłącznie na siedząco. W czasie dorocznych koncertów w szkole muzycznej, do której uczęszczał, Daniel był jedynym uczniem, który występował siedząc na krześle. Ponieważ oboje jego rodzice chorowali na serce, nikt nie podważał tej diagnozy. Wszystko zmieniło się dzięki przekornemu charakterowi Daniela, który przeczytawszy „Trylogię” Sienkiewicza poczuł, że musi się koniecznie zapisać na szermierkę. Zrobił to w tajemnicy przed rodzicami i lekarzami, ale jak każda tajemnica, i ta w końcu wyszła na jaw. Rodzice byli wściekli i przerażeni, a lekarze zalecili szereg badań, które ostatecznie wykazały, że Daniel wcale chory nie jest. W efekcie w imię sportu zarzucił muzykę, czego z czasem żałował, ale z drugiej strony, sport bardzo mu się później przydał w karierze aktorskiej.
Miłość do teatru przekazała mu matka, Klementyna Sołonowicz-Olbrychska, która będąc nauczycielką języka polskiego i francuskiego w liceum w Drohiczynie prowadziła jednocześnie szkolny teatr, wkładając weń całe swoje serce. Uważała, że teatr uczy ludzi kochać, dlatego przy każdej okazji zabierała swoich synów na przedstawienia. Krzysiu, starszy brat Daniela, przyszły fizyk, który w wieku zaledwie 23 lat miał obronić doktorat, zamiast rozwijać swoje emocje, przeliczał krzesła na widowni. Co innego Daniel – ten, jak wspominała Klementyna,
w domu robił teatr. Na drewnianym koniu na biegunach, prezencie od ojca, cwałował zapiąwszy sobie na ramieniu płaszczyk na jeden guzik, tak jak Piotr I. (1)
Pierwszym kamieniem milowym w karierze aktorskiej Olbrychskiego była rola Rafała Olbromskiego w filmie „Popioły” Andrzeja Wajdy. W ramach przygotowań do tej roli Daniel odbywał kilka godzin nauki jazdy konnej dziennie, żeby podczas zdjęć czuć się w siodle swobodnie i naturalnie. Po treningach uczęszczał jeszcze na zajęcia w szkole teatralnej, gdzie nieraz zasypiał ze zmęczenia i budził się z głową we włosach którejś z koleżanek z grupy, na przykład Barbary Brylskiej.
Na planie „Popiołów” Daniel po raz pierwszy popisał się swoimi fenomenalnymi zdolnościami i siłą fizyczną, kiedy to niespodziewanie podczas kręcenia zdjęć pod nim i jego koniem załamał się lód. Ekipa filmowa natychmiast zaczęła wołać do niego z brzegu, by zostawił konia i sam czym prędzej się ratował. Ale Daniel nie był w stanie zostawić pięknego rumaka skazując go na niechybną śmierć, więc tytanicznym wysiłkiem pomógł mu dotrzeć do brzegu. Podobno obaj dostali wtedy sporą dawkę wódki: koń pół litra rozcieńczone wiadrem wody, a Daniel ćwiartkę solo.
Kluczową rolą w karierze Olbrychskiego okazała się postać Azji Tuhaj-Beja w filmie „Pan Wołodyjowski” nakręconym na podstawie trzeciej części „Trylogii” Sienkiewicza. Była to pierwsza próba współpracy Daniela z Jerzym Hoffmannem, z którym w efekcie miał potem tworzyć rolę Andrzeja Kmicica – najważniejszą bodaj w jego życiu. Daniel był na tyle zdeterminowany, żeby się jej podjąć, że prawie bez wahania odmówił Kirkowi Douglasowi, który zapraszał go wówczas do Hollywood chcąc mu powierzyć rolę w filmie o piratach. Kto wie, może gdyby Olbrychski podjął wtedy inną decyzję, stałby się na tyle kultowym filmowym piratem, że albo nikt by się później nie odważył nakręcić „Piratów z Karaibów”, albo Johnny Depp byłby notorycznie porównywany do „pirata z Polski”. Ja w każdym razie nie wątpię, że byłoby właśnie tak!
Przypuszczam, że gdybyśmy dzisiaj zapytali kogokolwiek o to, kto jeszcze mógłby zagrać Kmicica, każdy Polak bez wahania odpowiedziałby: „nikt”. Swoją drogą dokładnie tak samo myśleli Polacy w latach 70. Kwestia ekranizacji całej „Trylogii” Sienkiewicza była w tamtych czasach sprawą wagi narodowej. Dyskusja na ten temat toczyła się w prasie i radiu, a ludzie traktowali ją niebywale poważnie, do tego stopnia, że został ogłoszony narodowy plebiscyt na obsadę aktorów do dwóch głównych ról (Andrzeja Kmicica i Oleńki Billewiczówny). Polacy zgodnie zadecydowali, że postaci te powinny być kreowane przez Daniela Olbrychskiego i Barbarę Brylską, jednak ostateczną decyzję podjął sam Hoffmann, który stwierdził, że niezależnie od wyniku plebiscytu, nie chce pracować z Brylską, miał bowiem wiele uwag co do jej niestosownego i nieprofesjonalnego zachowania na planie „Pana Wołodyjowskiego”. Więcej na ten temat przeczytacie w moim tekście poświęconym Brylskiej. Ostatecznie w rolę Oleńki wcieliła się Małgorzata Braunek.
O ile postawa reżysera była bardzo uzasadniona, o tyle zupełną niespodzianką okazała się nagonka na Olbrychskiego, która rozpętała się w prasie kilka lat po plebiscycie, tuż przed rozpoczęciem zdjęć. Ludzie, którzy kilka lat wcześniej na niego głosowali i widzieli w nim ucieleśnienie swojego bohatera narodowego, teraz byli pełni agresji i wręcz żądali od reżysera zmiany aktora, choć konkretnego nazwiska nowego kandydata nikt nie proponował. Przyczyn tej nagonki nie znamy do dziś, wiemy natomiast, że Hoffmann miał swoją wizję Kmicica, w którą Olbrychski wpisywał się idealnie, namawiał więc Daniela, by ten nie rezygnował z roli, tylko udowodnił całej Polsce, że świetnie się do niej nadaje.
Zagranie Kmicica wymagało od Olbrychskiego ogromnego nakładu sił nie tylko z powodu intensywnego grafiku dni zdjęciowych, ale również dlatego, że wszystkie sceny były odgrywane bez dublerów i kaskaderów. Jak Daniel sam później wspominał,
Jeśli myliśmy się w śniegu i buchała z nas para, to tak było naprawdę. Byliśmy prawdziwi, śnieg był prawdziwy i para była prawdziwa! Jeśli wisiałem i podpalali mnie ogniem, to żadnych trików. Jeśli Sienkiewicz napisał, że Kmicic uczepił się lufy kolubryny i dzięki ogromnej sile podciągnął się do góry, to nie mogłem przecież podciągnąć się na dwóch rękach, tylko na jednej. I podciągnąłem się! Po wielogodzinnych ćwiczeniach, bez dublera, bez oszustwa. Jeśli miałem być wiarygodny jako szermierz, to nie wystarczyło zrobić widowiskowego pojedynku z Tadzikiem Łomnickim tylko za pomocą montażu i efektownych ujęć. Całymi dniami w łódzkim hotelu trenowałem ścinanie szablą knotów czterech świec za jednym zamachem. I jest to na ekranie. Znów bez żadnych sztuczek! (2)
Pojedynek Kmicica z Wołodyjowskim faktycznie jest uważany przez wielu za jeden z najlepszych pojedynków filmowych w historii kina. „Prawdziwość” niektórych scen dotyczyła nie tylko umiejętności fizycznych, ale też na przykład zawartości kieliszków. Chodzi mi w tym momencie o pewną bardzo znaną scenę, w której Kmicic ze swoimi kompanami swawoli w Lubiczu. Na nakręcenie całej tej sceny ekipa miała tylko jeden dzień, wydawało się więc, że to zadanie niemożliwe do wykonania, jednak Olbrychski wpadł na pewien pomysł. Namówił on Hoffmanna, by zamiast napełniać filmowe kieliszki sokiem (co było zwyczajną praktyką w takich sytuacjach), użyć do tego celu wódki, a przyjaciołom na planie zaproponował, by potraktowali całość jako prywatny bankiet, tyle że z kamerą w tle i z koniecznością mówienia od czasu do czasu czegoś w siedemnastowiecznej polszczyźnie. Plan rzeczywiście zadziałał. W ciągu jednej nocy nagrano wystarczającą ilość materiału, by dało się z niej zmontować całą scenę. Słynny moment, gdy Rekuć, grany przez Andrzeja Kozaka rozbija sobie o głowę ciężki, szklany kielich, nie był wyreżyserowany. Aktor dokonał tego wyczynu będąc w stanie upojenia alkoholowego, i to prawdziwym kielichem, a nie cukrową atrapą. Najwidoczniej Opatrzność nad nim czuwała, bo dziwnym trafem nawet się nie skaleczył…
Na planie „Potopu” Olbrychski pokazał po raz kolejny, że jego długie treningi, choć nie przyniosły mu żadnych osiągnięć sportowych, nie poszły na marne. W czasie kręcenia jednej z bitewnych scen osłabło mocowanie jego siodła i Daniel spadł na ziemię, wprost pod kopyta czterdziestu galopujących koni. Tylko dzięki własnej formie fizycznej i pomysłowości udało mu się ujść z życiem.
Rola Kmicica przyniosła Olbrychskiemu niebywałą sławę. Wiele lat później, w 1999 roku pojawił się w trzeciej części trylogii, „Ogniem i mieczem”, gdzie zaprezentował się w roli Tuhaj-Beja, ojca Azji, którego grał w „Panu Wołodyjowskim”.
W ten sposób został jedynym aktorem, który zagrał we wszystkich trzech częściach tej fundamentalnej ekranizacji. Najważniejszą, najbardziej ukochaną i zapamiętaną przez Polaków kreacją aktorską Olbrychskiego pozostał jednak na zawsze żołnierz-zabijaka, Jędruś, Jędrek, Andrzej Kmicic.
Wielu kolegów i znajomych aktora twierdziło, że ta rola była „uszyta” specjalnie dla niego, gdyż prezentuje on taką samą zadziorną, bezkompromisową i zwracającą na siebie powszechną uwagę osobowość. Małgorzata Braunek opisała kiedyś takie zdarzenie:
Byłam z Danielem na festiwalu w Rio de Janeiro. Idziemy razem słynną Copa Cabana, rozmawiamy, śmiejemy się. Nagle patrzę, a on ni z tego, ni z owego zaczyna iść na rękach.
– Co się stało? Co robisz?
Okazało się, że Daniel zauważył zbliżających się z przeciwka fotoreporterów, akredytowanych do festiwalu. Żeby zwrócić ich uwagę, maszerował na rękach! (3)
Z pewnością niejednemu takie zachowanie gwiazdora działało na nerwy, wyglądało jak tanie przechwałki, co bynajmniej nie zjednywało mu przyjaciół. Niemniej jednak wiele osób doceniało – i nadal docenia – szczerość jego natury. Do mnie osobiście niesamowicie przemawia inna cecha jego charakteru, mianowicie hojność. Niektórzy mówią, że jest to efekt jego bardzo ubogiego dzieciństwa, ale w jednym z wywiadów Olbrychski opowiadał, że kiedy był dzieckiem i wraz z rodziną chodził na spacery po powojennej Warszawie, jedno z rodziców musiało zawsze iść przodem, by zawczasu sprawdzać, czy na trasie ich wędrówki nie ma żebraków lub bezdomnych dzieci, na widok których mały Daniel zaczynał płakać i urządzać awantury, wymuszając na rodzicach, by ze swojego (i tak skromnego) rodzinnego budżetu dawali im jałmużny. Wydaje się zatem, że współczucie i szczodrość były jego wrodzonymi cechami. Wiele osób zna późniejszą historię o tym, jak to w czasie swojej pierwszej wizyty w Paryżu Olbrychski postanowił zaoszczędzić i pojechać na umówione spotkanie nie taksówką, a metrem za parę franków. W efekcie podróż ta kosztowała go… 500 franków, tyle bowiem rozdał po drodze wszystkim żebrakom i grajkom!
Im więcej czytam i słucham o Olbrychskim, tym częściej dochodzę do wniosku, że słowo, które chyba najlepiej go charakteryzuje to „intensywność”. Ten człowiek na pewno wie, jak brać od życia pełnymi garściami i bez umiaru. Widać to i w jego aktorstwie, i w życiu uczuciowym, i towarzyskim, a nawet we wspomnianej już hojności. Wielu osobom musiało to imponować.
Jak to ujęła Agnieszka Osiecka,
Daniel należy do niewielkiej grupy ludzi, którzy gdyby mieli czapkę-niewidkę, nie chcieliby zrobić z niej użytku. W młodości odczuwał bardzo silną potrzebę występowania. Dobrze, że został aktorem… Występował non stop, w dzień i w nocy. Na przyjęciach siłował się na rękę, chodził po rynnach, bez przerwy się pojedynkował… Kochałam go za to! (4)
Któż by go zresztą nie kochał?! Daniel był amantem, kobiety go uwielbiały, a on często te uczucia odwzajemniał. W licznych wywiadach mówił o aktywnym życiu miłosnym, w którym oprócz trzech żon znalazło się też miejsce dla wielu dłuższych i krótszych romansów. Jednym z najgłośniejszych był ten z Marylą Rodowicz, królową polskiej estrady lat 70. Było w tym szaleństwo, namiętność, burza emocji i, jak to mawiał Kmicic, „iście kawalerska fantazja” – przy czym z obydwu stron.
Zarówno Daniel, jak i Maryla byli pełni temperamentu, skłonni do przyciągania uwagi, byli więc uwielbiani przez prasę, która na tle szarej, ponurej rzeczywistości PRL-u lat 70. nie mogła pominąć okazji do rozpisywania się o ich barwnym, odrobinę skandalicznym związku. A kolorytu i wspomnianej „kawalerskiej fantazji” w nim, faktycznie, nie brakowało. Jak opowiadała potem sama Rodowicz,
Byliśmy szaleni. Potrafiliśmy przez dwa dni jechać konno, wierzchem z Warszawy do Drohiczyna, rodzinnego miasteczka Daniela. 120 km w jedną stronę! I z powrotem też! Zajęło nam to dwa dni przez pola i lasy, spaliśmy na jakimś sianie, wpadaliśmy do knajp po drodze jak do jakichś salonów na Dzikim Zachodzie, przytraczając konie obok przystanków PKS-u! (5)
Nikt chyba inny z polskich gwiazd tamtych czasów nie mógł wymyślić czegoś tak szalonego, a jednocześnie prawdziwego i prostego w swej istocie. Zamiast drogich restauracji i splendoru – konie, siano, lasy i młodzieńcza energia!
Pomimo wielkiej namiętności, związek rozpadł się w wyniku tragedii: Maryla Rodowicz poroniła ich dziecko, co oboje bardzo mocno przeżyli. Wiele lat później, w jednym z wywiadów Olbrychski powiedział otwarcie, że gdyby mieli z Marylą dziecko, na pewno pozostaliby dłużej w związku.
Na tle wszystkich polskich aktorów, którzy w większości budowali swoją karierę w Polsce, Olbrychski zdecydowanie może się pochwalić najdłuższą listą ról w znanych produkcjach zagranicznych. Wśród najważniejszych wymienić można „Blaszany bębenek” Volkera Schlöndorffa, francuski film „Jedni i drudzy” Claude’a Lelouch’a, czy „Cyrulik syberyjski” Nikity Michałkowa. W 2010 roku zagrał w amerykańskim filmie „Salt” u boku słynnej Angeliny Jolie. Z mniej znanych produkcji zagranicznych pragnę zwrócić uwagę na jego rolę w filmie „Van Gogi” Sergeya Livneva, gdzie Olbrychski popisał się absolutnie nienaganną znajomością języka Puszkina i Dostojewskiego – nawet w mojej surowej ocenie nauczycielki i filologa języka rosyjskiego.
Moim zdaniem na szacunek zasługuje też fakt, że Olbrychski dumnie odmówił udziału w pracy nad filmem „Smoleńsk” prezentującym przekłamany obraz katastrofy smoleńskiej (według jego twórców przyczyną tragedii miała być rzekomo rosyjska bomba, która wybuchła na pokładzie samolotu). Olbrychski nie dał się wciągnąć w tak brudną i niską grę, chociaż powiedział, że gdyby o tych wydarzeniach powstał „prawdziwy” film, to chętnie by w nim zagrał. Nie wróżył on świetlanej przyszłości filmowi w takiej postaci, w jakiej ów powstał. Mówił, że taka produkcja ośmieszy nas, Polaków na cały świat. Oczywiście, miał rację. Filmu „Smoleńsk” nie da się oglądać ani z punktu widzenia zgodności z faktami, ani z punktu widzenia scenariusza, ani też wykonania aktorskiego.
Dla moich rosyjskojęzycznych studentów ważnym faktem z biografii Olbrychskiego jest jego przyjaźń z Włodzimierzem Wysockim i jego żoną, Mariną Vlady. Relacji tej poświęcił niewielką książkę „Wspominki o Włodzimierzu Wysockim”, w której opisuje wiele ich spotkań zarówno w Związku Radzieckim, jak i w Polsce i we Francji. Wysocki kochał Warszawę, co dla Olbrychskiego na pewno było nie bez znaczenia. W jednym ze wspomnień pisze, zwracając się do Mariny:
A potem był i spacer po Łazienkach, Stare Miasto, i urna z datkami na odbudowę Zamku Królewskiego. Z ogromną prostotą i w skupieniu on – rosyjski poeta wrzucił plik banknotów, Ty – francuska gwiazda – pamiątkowy rodzinny pierścionek. Tak, tak, pamiętam… (6)
Podobno przywiązanie Wysockiego do Polski było tak wielkie, że na pytanie o ulubiony – oprócz ojczyzny – kraj, odpowiadał właśnie: Polska. Z kompozytorów najbardziej lubił Chopina. Zresztą krytycy muzyczni często powtarzają, że w pieśniach Wysockiego można odnaleźć wiele zamierzonych polonizmów. Wiedząc o tej miłości, po śmierci Wysockiego Marina Vlady dała Olbrychskiemu małą urnę z garścią ziemi z mogiły barda i kosmykiem jego włosów. Jak wspomina Olbrychski,
Po wspominkach w Starej Prochowni poszedłem nad brzeg Wisły, na który tak długo patrzył Wysocki, gdy pierwszy raz przyjechał do Warszawy. Wrzuciłem do wody zawartość urny. Wierzę, że postąpiłem zgodnie z jego życzeniem.(7)
Kawalerska fantazja Olbrychskiego nie osłabła z wiekiem. W roku 2000 wszystkie polskie gazety pisały o jego tyleż oryginalnym, co kontrowersyjnym sposobie wyrażenia sprzeciwu wobec słynnej wystawy „Naziści” w warszawskiej galerii „Zachęta”. Był to kolaż 165 kadrów filmowych, na których przedstawieni byli różni aktorzy w mundurach nazistowskich (wśród nich również Olbrychski w filmie Leloucha). Zamysłem autora kolażu, Piotra Uklańskiego, było zwrócenie uwagi na fakt, że dla wielu osób głównym, a może i jedynym źródłem informacji o historii są filmy fabularne. Zamiast więc oglądać portrety nazistów w książkach historycznych, widzimy ich w wykonaniu naszych ulubionych aktorów i sądzimy, że w ten sposób przybliżamy się do prawdy historycznej, tymczasem, zdaniem Uklańskiego, jest to najbardziej wyrazisty przykład zafałszowania prawdy o historii i ludziach. Problem z kolażem polegał jednak na tym, że zdjęcia były podpisane wyłącznie imionami i nazwiskami aktorów, bez adnotacji o tym, z jakiego filmu pochodzą kadry, co z kolei przyczyniło się do innego przekłamania: wiele osób, które nie widziały tych filmów doszło do wniosku, że są to zdjęcia historyczne. Jak wspominał Olbrychski,
Na wieczorze pieśni patriotycznych podeszła do mnie licealistka i mówi: “Ja tę wystawę rozumiem, ale młodsza siostra pytała, czy pan służył w armii Hitlera”. A ja u Leloucha grałem tylko szefa orkiestry. Tą wystawą pieprzy się dzieciom w głowach. (8)
Czy ktokolwiek mógł się spodziewać, że Olbrychski przemilczy taką wystawę i będzie czekał, aż inni coś zrobią? Aktor zareagował w swoim stylu: wziął z domu szablę z planu filmowego „Potopu” i pociął nią kilka spośród eksponowanych zdjęć, w tym swoje własne.
Obecnie polskiemu widzowi mogłoby się wydawać, że Olbrychski zakończył swoją karierę. Nie jest to jednak prawdą. Z niewiadomych przyczyn nie dostaje on propozycji ról w polskim kinie ani teatrze, ale pozostaje aktywny w produkcjach zagranicznych dzięki temu, że świetnie zna francuski i rosyjski, a ponadto dobrze też włada angielskim i włoskim. Jest za to częstym gościem w różnych programach telewizyjnych i chętnie udziela wywiadów. Szczególnie często jest pytany o zdanie w kwestii relacji polsko-rosyjskich, a także na temat społeczeństwa rosyjskiego. W zadaniach pod tekstem znajdziecie jeden z takich wywiadów z samego początku wojny na Ukrainie.
Dość często słyszę, jak ludzie oskarżają Olbrychskiego o to, że ma zbyt wysokie mniemanie o sobie, albo że jest zbyt kategoryczny w swoich osądach. Za przykład jego kontrowersyjnego zachowania podają chociażby to, że zdemolował wystawę w „Zachęcie”, wykorzystując swój status i fakt, że jemu, wielkiemu Danielowi Olbrychskiemu, ochroniarze nie zabronili wstępu do galerii z szablą w ręku. O ile mogę zrozumieć logikę tych zarzutów, to mimo wszystko od ponad dwudziestu już lat pozostaję wierna swojemu młodzieńczemu zauroczeniu. Zaiste, nie spotkałam jeszcze w życiu mężczyzny, który byłby lepszym ucieleśnieniem kawalerskiej fantazji!
(1) Daniel Olbrychski: “Anioły wokół głowy“. Warszawa 1992
(2) Daniel Olbrychski: “Anioły wokół głowy“. Warszawa 1992
(3) Daniel Olbrychski: “Anioły wokół głowy“. Warszawa 1992
(4) Daniel Olbrychski: “Anioły wokół głowy“. Warszawa 1992
(5) https://kobieta.onet.pl/celebryci/rodowicz-i-olbrychski-byli-najgoretsza-para-prl-u-historia-ich-romansu/837y4fe
(6) Daniel Olbrychski: “Wspominki o Włodzimierzu Wysockim“. Warszawa, 1990
(7) Daniel Olbrychski: “Wspominki o Włodzimierzu Wysockim“. Warszawa, 1990
(8) https://plejada.pl/newsy/daniel-olbrychski-zdemolowal-wystawe-nazisci-w-zachecie/g0csv7p
ĆWICZENIE 1
Co znaczą te wyrażenia użyte w tekście? Poprawną odpowiedź możecie sprawdzić, nacisnąwszy na przycisk «odpowiedź»
- nestorodpowiedźosoba starsza, doświadczona i szanowana w swojej dziedzinie
- nałogowoodpowiedźw sposób stały i nieodpowiedzialny
- nagminnieodpowiedźczęsto i z nieodpowiednią, zwykle irytującą częstotliwością
- sypać jak z rękawaodpowiedźzasypywać kogoś pojawiającymi się nie wiadomo skąd słowami, argumentami, dowodami
- rzekomoodpowiedźwedług informacji, które mogą być nieprawdziwe
- przekornyodpowiedźuporny, skłonny do umyślnego sprzeciwiania się
- szermierkaodpowiedźsport walki z użyciem broni białej, takiej jak szable czy florety
- doktoratodpowiedźnastępny stopień naukowy, który otrzymuje się w Polsce po stopniu magistra
- widowniaodpowiedźgrupa osób oglądających występ lub przedstawienie
- rumakodpowiedźpiękny, rasowy koń, używany do jazdy wierzchem
- niechybnyodpowiedźpewny, nieunikniony
- notorycznieodpowiedźsystematycznie i z irytującą regularnością
- ucieleśnienieodpowiedźto, co jest realnym kształtem czegoś abstrakcyjnego
- opatrznośćodpowiedźsiła, która kieruje życiem i losami ludzi
- gwiazdorodpowiedźsławny aktor; też: człowiek popisujący się się w jakiejś dziedzinie
- hojnośćodpowiedźszczodrość i gotowość do udzielania pomocy innym
- jałmużnaodpowiedźdarowizna pieniężna lub materialna dla potrzebujących
- żebrakodpowiedźosoba, która prosi o jałmużnę z powodu braku środków do życia
- amantodpowiedźkochanek, osoba angażująca się w romans lub związek miłosny, też: niezwykle przystojny, pociągający mężczyzna
- knajpaodpowiedźluźne i nieformalne miejsce, zwykle serwujące jedzenie i napoje
- poronienieodpowiedźsamoczynne przerwanie ciąży przez organizm kobiety, bez intencji lub ingerencji samej kobiety lub lekarza, najczęściej z przyczyn medycznych lub w wyniku wypadku
- wróżyć świetlaną przyszłośćodpowiedźprzewidywać, że coś obiecującego wydarzy się w przyszłości
- urnaodpowiedź1. pojemnik, zwykle wykonany z metalu lub drewna, używany do przechowywania prochów zmarłych; 2. zamknięty pojemnik lub skrzynka używana np. podczas głosowania, w której składane są głosy
- zafałszowaćodpowiedźcelowo zmienić coś, aby wprowadzić w błąd lub oszukać
- przekłamanieodpowiedździałanie polegające na wprowadzeniu w błąd lub zmanipulowaniu faktami
- zarzutodpowiedźoskarżenie pod adresem kogoś
ĆWICZENIE 2
ĆWICZENIE 3
ĆWICZENIE 4
ĆWICZENIE 5
Czy znacie i pamiętacie nazwy wszystkich dyscyplin sportowych, które uprawiał Olbrychski?
ĆWICZENIE 6
A teraz to samo, ale ze sportami zimowymi!
ĆWICZENIE 7
Aby przybliżyć wam postać Olbrychskiego, proponuję wam obejrzenie dwóch wywiadów z nim. Pierwszy, króciutki, dotyczy jego kariery. Drugi, dłuższy, dotyczy wojny na Ukrainie.
ĆWICZENIE 8