Kontynuujemy nasz cykl postów o wybitnych Polakach. Rozmawialiśmy już o dwóch polskich aktorkach (Barbara Brylska i Zofia Książek-Bregułowa) i o legendzie biznesu kosmetycznego (Maksymilian Faktorowicz). Dziś przeniesiemy się do świata muzyki: opowiem wam o życiu Fryderyka Chopina.
Nazwisko Chopin znane jest na całym świecie. Kiedy w czasie swoich licznych podróży do Chin próbowałam ich mieszkańcom wyjaśnić, co to za kraj „Poland”, tak łudząco podobny w brzmieniu do „Holland” (nie, nie ten, co słynie z dobrego mleka i już z pewnością nie z dobrego futbolu!), ci nieliczni, którzy w końcu na swojej pamięciowej mapie odnajdywali nasz kraj, wykrzykiwali zazwyczaj jedno z dwóch nazwisk: Curie albo właśnie – Chopin.
Jaki obrazek pojawia się w naszych głowach, kiedy o nim myślimy? Najpewniej jest to jeden z jego portretów, na którym widać dorosłego, zrównoważonego mężczyznę, z lekką nutką melancholii w spojrzeniu i ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Wydaje mi się, że nasza wiedza o tym, że był on genialnym kompozytorem na skalę światową przenosi się automatycznie na portret. W efekcie w naszej świadomości powstaje „zamrożony”, sztuczny obraz, nie mający nic wspólnego z realnym człowiekiem. Spróbujmy to trochę zmienić, zdejmijmy na chwilę Fryderyka z piedestału i dajmy jego postaci trochę życia.
Wbrew dość rozpowszechnionej dawnej teorii ojciec kompozytora, Mikołaj Chopin, nie wywodził się ze szlacheckiej polskiej rodziny Szopów. Przodkowie Mikołaja pochodzili z francuskich Alp – regionu, gdzie spora część ludności zajmowała się przemytem. Sam Mikołaj urodził się w Lotaryngii, natomiast do Polski przywiódł go nie własny wybór, a złożone koleje losu. Było to w 1787, Mikołaj miał wówczas szesnaście lat. W 1806 roku ożenił się z miłą i skromną panną Justyną Krzyżanowską, która wprawdzie nie miała żadnego posagu, ale słynęła ze swojej pracowitości i gospodarności i która ujęła Mikołaja szczerą miłością do muzyki. Nowożeńcy zamieszkali w małym domku ogrodnika w Żelazowej Woli, mającym niewiele wspólnego z pięknym klasycystycznym dworkiem, który dziś można podziwiać w tamtejszym muzeum. Oryginalny dworek spłonął doszczętnie jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej, a domek ogrodnika, choć ocalał, był w opłakanym stanie. Przy renowacji w dwudziestoleciu międzywojennym nadano mu imponujący kształt, który znamy do dziś. Właśnie w domku ogrodnika na świat przyszedł Fryderyk Chopin.
Co ciekawe, nie znamy dokładnej daty narodzin kompozytora. W XIX wieku nie przywiązywano szczególnej uwagi do dnia urodzin, za o wiele ważniejsze uważano wtedy imieniny, dzień świętego patrona. Historycy do dziś prowadzą zajadłe spory oparte na pamiątkach rodzinnych, prywatnych listach i szczątkowo zachowanych dokumentach, w których pojawia się kilka możliwych dat narodzin Chopina: 22 lutego,1 marca lub 2 marca 1809 lub 1810 roku. Pani Justyna Chopinowa w jednym ze swoich listów pisała, że jej syn urodził się 1 marca 1810 roku, wielu biografów zgadza się więc z tym, że w tej kwestii należy zaufać matce.
Istnieje dość powszechne mniemanie, że w dworku w Żelazowej Woli Fryderyk spędził całe dzieciństwo. Nic bardziej mylnego! Fryderyk miał zaledwie sześć miesięcy, kiedy jego ojciec dostał posadę nauczyciela w Liceum Warszawskim, w związku z czym cała rodzina przeniosła się do stolicy. Pragnę zwrócić uwagę na bardzo istotny aspekt biografii kompozytora. Francuzi bardzo lubią podkreślać pisownię jego nazwiska, a także fakt, że jego ojciec był rodowitym Francuzem, a sam Fryderyk blisko połowę życia spędził we Francji, gdzie następnie został pochowany. Wszystko to uważają oni za niezbite dowody na to, że Chopin był francuskim kompozytorem, Francuzem z krwi i kości, a prawo do bycia dumnym z niego mają tylko mieszkańcy kraju nad Sekwaną. Ja nie zamierzam wstępować w dyskusje genderowo-narodowościowe na temat tego, który z rodziców bardziej wpływa na poczucie narodowości dziecka, ale jako ktoś, kto sam wyrósł w dwunarodowej rodzinie uważam, że takie arbitralne stawianie sprawy przez osoby trzecie, jak robią to Francuzi, jest egoistyczne i niezwykle krzywdzące dla postaci, o której mówimy. Kiedy my się przekrzykujemy, czy jest ona bardziej „mojsza, niż twojsza”, zapominamy o uczuciach i upodobaniach samej osoby. Tak więc kiedy Francuzi twierdzą (często słyszę to również od swoich studentów z Paryża), że Chopin był Francuzem, kompletnie ignorują fakt, że sam Chopin przez całe życie uważał się za Polaka i tylko z Polską się utożsamiał. Co więcej, chociaż francuskim władał on bardzo dobrze, niemniej jednak, zdaniem zaprzyjaźnionego z nim Franciszka Liszta, „mowa francuska mu nie odpowiadała: zarzucał jej brak dźwięczności i ciepła wewnętrznego”. Ze wspomnień innych przyjaciół wiemy, że Fryderyk nigdy nie umiał dobrze pisać po francusku i nieraz uskarżał się na to, że kiedy rozmawia po francusku, często brakuje mu słów. Uważam, że nikt nie ma prawa nikomu arbitralnie narzucać narodowości wbrew jego woli. Jest to kwestia głęboko osobista, często nieprosta i niezwykle delikatna. Przekłamywanie tego aspektu biografii Chopina wydaje się więc być wyłącznie zabiegiem reklamowym, dającym Francuzom poczucie dumy narodowej za posiadanie tak wybitnego rodaka. Ile jest jednak warta ta duma, jeśli została zbudowana na fałszu?
Jeśli z kolei ktoś chce nadal podkreślać francuskość Chopina przez wzgląd na jego ojca, to odpowiedzieć mu można tylko, że po ponad dwudziestu latach spędzonych w Polsce, Mikołaj Chopin utożsamiał się już całkowicie ze swoją nową ojczyzną i uważał się za Polaka. I chociaż zawsze mówił z lekkim francuskim akcentem, nie tolerował w swoim otoczeniu żadnej innej mowy oprócz polskiej. Wyjątkiem był tylko kontekst zawodowy, ponieważ w Liceum Warszawskim wykładał właśnie język i literaturę francuską.
Geniusz muzyczny Fryderyka rozwijał się bardzo szybko. Chociaż istnieją legendy o jego pierwszych improwizacjach fortepianowych w wieku czterech lat, trudno powiedzieć, na ile są wiarygodne. Niezaprzeczalnym faktem jednak jest to, że już w 1817 (kiedy Fryderyk miał zaledwie siedem lub osiem lat!) ukazał się drukiem pierwszy utwór Chopina, który zasłużył sobie bardzo pochlebne opinie: „młodzieniec ośm dopiero lat skończonych mający to prawdziwy geniusz muzyczny: nie tylko bowiem z łatwością największą i smakiem nadzwyczajnym wygrywa sztuki najtrudniejsze na fortepianie, ale nadto jest kompozytorem kilku tańców i wariacji, nad którymi znawcy muzyki dziwić się nie przestają”.
Jest jeden epizod w dzieciństwie Chopina, który nawet w dorosłym wieku wywoływał jego zażenowanie. Chodzi o prywatne koncerty Fryderyka dla księcia Konstantego, głównego dowódcy wojska w ówczesnym Królestwie Polskim. Konstanty był bratem cara Aleksandra I, z nadania którego faktyczną władzę sprawował senator Nowosilcow, nienawistnik Polaków sławiący się swoim okrucieństwem przy tłumieniu wszelkich zrywów narodowowyzwoleńczych. Chociaż sam książę Konstanty nie odnosił się do Polaków źle, nieodmiennie kojarzył się on wszystkim z carem i z Nowosilcowem, co nie zjednywało mu sympatii. Na dodatek Konstanty miał niezwykle porywczy charakter, nieraz przechodzący w napady furii. Podobno jedynym sposobem na jej opanowanie były koncerty Chopina, którego natychmiast wzywano do książęcej rezydencji. Trudno powiedzieć, jaki był stosunek małego Fryderyka do Konstantyna. W dojrzałym wieku opowiadał on, że nie lubił księcia i wręcz brzydził się jego „moskiewskich uścisków”. Jednak wydaje się, że ta historia była późniejszą interpretacją kompozytora, który już dobrze rozumiał cały kontekst historyczno-polityczny. W dzieciństwie natomiast zdawał się darzyć Konstantego jakąś sympatią, skoro specjalnie dla niego skomponował marsz, który z kolei, z rozkazu księcia został oficjalnym marszem wojskowym armii Królestwa.
Kiedy myślimy o wybitnych postaciach, warto je zdjąć z piedestału, przestać traktować jak symbole, a zacząć dostrzegać w nich ludzkie cechy. Chopin nie zawsze był geniuszem, który wygrywał własne melodyczne polonezy i mazurki. Był on też dzieckiem – żywym, wesołym, psotliwym dzieckiem. Uczniowie w jego klasie z pewnością nie mogli jeszcze docenić jego talentu muzycznego, ale wprost uwielbiali jego zdolności do parodiowania. Przerwy między lekcjami zapełniały się dźwięcznym śmiechem dzieci, kiedy Fryderyk naśladował ich nauczycieli, a także Francuzów i innych cudzoziemców, którzy z trudem wymawiali skomplikowane polskie słowa. Podobno zmieniał się wtedy nie tylko jego głos, ale też cała mimika, a efekt był tak sugestywny, że znajdując się w sąsiednim pokoju nie można było odgadnąć, że to jedna osoba parodiuje kilka innych. Kto wie, być może, gdyby Fryderyk urodził się sto lat później, byłby konkurentem Charliego Chaplina albo Bustera Keatona. Oprócz daru naśladowania Chopin miał niezwykłe zdolności do rysowania karykatur, toteż jego zeszyty historii upstrzone były rysunkami różnych królów polskich, nawiązującymi do ich przezwisk i przydomków. Później, w dorosłym życiu żartobliwe karykatury stały się częstymi upominkami Chopina dla przyjaciół.
Mikołaj Chopin doskonale zdawał sobie sprawę z muzycznego potencjału syna, lecz nie pozwalał mu zbyt wiele koncertować. Choć wiele osób uważało, że Mikołaj marnuje niebywały talent swojej latorośli, z czasem okazało się, że podjął on słuszną decyzję, bowiem wątłe zdrowie Fryderyka nie pozawalało mu na częsty stres związany z występami publicznymi. Dla porównania, Wolfgang Amadeusz Mozart, którego też okrzyknięto geniuszem w bardzo młodym wieku, z polecenia ojca bezustannie jeździł na koncerty nie tylko po całej Austrii, ale i Europie. W efekcie kompozytor nie tylko został pozbawiony dzieciństwa, ale też poważnie nadszarpnął swoje zdrowie. Mikołaj Chopin zachował się pod tym względem przezorniej, nie tylko oszczędzając siły syna, ale też dbając o to, by Fryderyk spędzał każde lato na wsi, gdzie mógł zażywać zdrowego ruchu i świeżego powietrza. Aby wzmocnić jego zdrowie, rodzice parzyli Fryderykowi kawę z żołędzi, która jest o wiele zdrowsza od kofeinowej, bowiem nie tylko zawiera witaminy z grupy B, a także miedź, fosfor, mangan, magnez, żelazo i potas, ale jednocześnie nie wypłukuje z organizmu cynku. Z kolei z powodu tak wysokiej zawartości mikroelementów jest świetnym źródłem energii, wcale nie gorszym niż kawa kofeinowa. Nawiasem mówiąc, do dziś niektórzy nazywają ją „napojem Chopina”.
W 1826 roku, w wieku szesnastu (lub siedemnastu) lat Chopin po raz pierwszy wystąpił przed zagraniczną publicznością, dając dwa koncerty na uzdrowisku w Dusznikach (wówczas Reinertz, Prusy). Fakt ten jest znamienny nie tylko z punktu widzenia jego kariery muzycznej. Wskazuje on także na niezwykłą wrażliwość Fryderyka, oba koncerty były bowiem charytatywne. Cały dochód na nich zebrany został przekazany na rzecz pomocy ubogiej rodzinie mieszkającej w uzdrowisku, której ojciec i jedyny żywiciel zginął w wypadku przy pracy, pozostawiając żonę i kilkoro dzieci. Legenda głosi, że Fryderyk był bez pamięci zakochany w jednej z córek nieszczęsnego nieboszczyka i właśnie dlatego zgodził się na udział w koncertach. Podobno właśnie pod wpływem tych wydarzeń skomponował on swój Marsz żałobny.
W 1827 roku zmarła Emilka, młodsza siostra Fryderyka, co było symbolicznym końcem jego dzieciństwa. Cierpienie i śmierć stały się okrutnie realne. Po tak dramatycznym wydarzeniu Fryderyk o wiele dojrzalej myślał zarówno o swojej chorobie, jak i o napiętej sytuacji w kraju.
Wraz z dorastaniem Chopina, jego ojciec coraz częściej zamyślał się nad tym, by wysłać syna za granicę. Rozważał ten scenariusz jeszcze w 1815 roku. Przede wszystkim, rozumiał, że tylko w Europie jego syn będzie mógł stworzyć karierę i zarobić na życie. Po drugie sytuacja w Królestwie Kongresowym robiła się coraz bardziej niespokojna i wydawało się, że wyjazd uchroni Fryderyka od wszelkich możliwych niebezpieczeństw. Z drugiej strony, i w Europie Zachodniej w tym czasie nie było spokojnie. We Francji, Belgii i we Włoszech rozbrzmiewały rewolucje i narastały napięcia społeczne, dlatego Mikołaj postanowił odłożyć wyjazd syna. Z pewnością sprzyjał temu również brak entuzjazmu ze strony Fryderyka, który nie chciał się rozstawać z rodziną, ojczyzną i przyjaciółmi, a tych miał w Warszawie wielu. Nota bene, jeden z nich, Tytus Woyciechowski do dziś jest tematem wielu dyskusji wśród biografów Chopina. Część z nich uważa bowiem, że to właśnie Tytus był jedyną prawdziwą miłością kompozytora. Potwierdzeniem tej tezy miały być przede wszystkim niektóre fragmenty listów Chopina do Tytusa: „Nie, Ty nie wiesz, ile Cię kocham, niczym Ci tego okazać nie mogę – a już tak dawno chcę, żebyś o tym wiedział”, „proszę Cię, kochaj mnie”, „tylko bym się z Tobą pieścił. — Jeszcze raz daj się uściskać!”, „Ty byś mię może nie chciał, ale ja Ciebie chcę i czekam z ogolonymi wąsami”. Kiedy czytamy te słowa dzisiaj, musimy jednak pamiętać o tym, że egzaltowany styl listów był wręcz obowiązkowy w dobie romantyzmu, trudno więc na tej podstawie posuwać się do tak daleko idących wniosków. Faktem jest, że Chopin nie miał zbyt wielu romansów, chociaż kobiety lgnęły do niego jak muchy do miodu. Z drugiej strony, znowuż można argumentować, że brak romansów z kobietami nie musi być dowodem miłości do przedstawicieli własnej płci. Kolejnym argumentem zwolenników pikantnej teorii jest jego geniusz i duchowość, które ponoć są częste wśród homoseksualistów, jak było chociażby w przypadku Czajkowskiego. Czy znaczy to jednak, że automatycznie zaliczymy do tej grupy również Mozarta, Straussa czy Vivaldiego ze względu na ich niezwykłą wrażliwość? Osobiście wydaje mi się, że roztrząsanie takiej kwestii blisko dwieście lat po śmierci Chopina, bez żadnych dowodów lub wspomnień jego współczesnych zakrawa na plotkowanie i zwyczajne doszukiwanie się intryg w życiorysie wybitnego człowieka. Pozostawmy jego upodobania z dala od sensacji i uszanujmy prywatność jego alkowy.
11 października 1830 roku Chopin dał swój ostatni koncert przed wyjazdem z Polski. Fryderyk był pełen niepokoju przed podróżą. Chociaż nikt nie mówił wtedy o emigracji, a tylko o dwuletniej podróży artystycznej po Europie, intuicyjnie przeczuwał, że nie wróci już do kraju. Podczas tego pamiętnego koncertu świat po raz pierwszy usłyszał Koncert fortepianowy e-moll, który już wtedy był określony przez krytyków jako „dzieło geniusza”.
2 listopada 1830 Chopin wyruszył do Wiednia. Cztery tygodnie później, 29 listopada wybuchło powstanie listopadowe. W czasie, kiedy nie było internetu, ani nawet telefonu, wiadomości rozchodziły się powoli, więc Fryderyk dowiedział się o tym dopiero 5 grudnia. W patriotycznym zrywie chciał wrócić do Warszawy i przyłączyć się do powstańców, ale rodzina i przyjaciele wyperswadowali mu ten pomysł. Ze swoim wątłym stanem zdrowia nie mógł być dobrym żołnierzem, a uczestnictwo w rewolcie przypłaciłby z pewnością zdrowiem, jeśli nie życiem. Dla Fryderyka był to ciężki czas. Przebywał z dala od ukochanego kraju, w tęsknocie za rodziną i przyjaciółmi, pełen niepewności i niepokoju co do dalszych losów powstania. Co więcej, stale słyszał od Austriaków niezbyt pochlebne uwagi na temat Polaków. Wszak Austria była jednym z krajów-rozbiorców w 1795 roku, trudno więc było oczekiwać, że Austriacy będą popierać narodowowyzwoleńczy zryw nad Wisłą. W Wiedniu powszechnie uważano, że Polacy zakłócają ustalony porządek w Europie, a niektórzy posuwali się nawet do stwierdzeń, że Bóg popełnił błąd, stwarzając Polaków, od których nigdy nie przychodzą dobre wieści. Fryderyka w oczywisty sposób raniły takie wypowiedzi, wkrótce więc jego zachwyt muzyczną stolicą Europy znacznie osłabł i Chopin zaczął myśleć o Paryżu. Nie bez znaczenia był fakt, że Francuzi całym sercem popierali powstańców polskich. Niestety, wkrótce okazało się – nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni – że poparcie to miało tylko słowny charakter. Rząd francuski, pomimo gorących zapewnień postanowił ostatecznie nie wysyłać pomocy wojskowej do Warszawy. Dla Polaków była to zdrada podwójna, bo decyzja ta nie tylko pozostawała w sprzeczności z deklarowanymi chęciami, ale na dodatek wyglądała, jak polityczny wyzysk sytuacji: wszak polskie powstanie odwróciło uwagę cara od jego planowanej interwencji we Francji. Chopin nigdy nie wybaczył Francuzom tej zdrady. Dla tych, którzy nadal twierdzą, że Chopin i sam był Francuzem, przytaczam cytat z jego listu: „Boże, Boże. Wzrusz ziemię, niech pochłonie ludzi tego wieku. Niech najsroższe męczarnie dręczą Francuzów, co nam na pomoc nie przyszli!”. Zwieńczeniem tego burzliwego okresu strachu, napięcia i rozczarowania stało się jedno z najlepszych dzieł Chopina, Etiuda c-moll op.10 nr 12, zwana „Rewolucyjną”.
Sam Paryż wywołał w Fryderyku bardzo mieszane uczucia. Podobał mu się jego splendor, ale widział w nim też wiele szpetnych cech: „Jest tu największy przepych, największe świństwo, największa cnota, największy występek, co krok to afisze na weneryczne choroby – krzyku, wrzasku, turkotu i błota więcej, niźli sobie wyobrazić można”. Niemniej jednak właśnie w Paryżu kariera Chopina rozkwitła. Dawał bardzo niewiele publicznych koncertów, bo mówił, że publiczność go onieśmiela, w wielkich salach koncertowych zawsze jest zbyt duszno, na dodatek nie potrafił grać głośno. Niemniej jednak na salonach cieszył się szaloną popularnością, wiele osób nazywało go najmodniejszym fortepianistą Paryża. Fryderyk odwzajemniał tę sympatię, lubił przychodzić na proszone wieczory, czuł się tam bardzo swobodnie i chętnie upiększał spotkania swoimi improwizacjami na dowolny zadany temat. Podobno, kiedy wypijał zbyt dużo wina, grał na fortepianie łokciami. Te kameralne występy były też swoistą reklamą Chopina, bowiem wobec niezwykle małej liczby publicznych koncertów (zaledwie 31 za całe jego życie), jego podstawowym źródłem utrzymania były prywatne lekcje. Będąc rozchwytywanym w arystokratycznych kręgach, Chopin mógł sobie pozwolić na to, by brać wyłącznie uzdolnionych uczniów i dyktować im niebotyczną jak na tamte czasy cenę 20 franków za lekcję. Przy pięciu lekcjach dziennie dawało to około 600 franków tygodniowo. Dla porównania urzędnik w banku musiał na tą samą sumę pracować ponad dwa lata! Przejazd dorożką kosztował wtedy franka, a najlepsze miejsce w operze – dwa razy mniej, niż jedna lekcja u mistrza. Pomimo tak fenomenalnych zarobków syna, Mikołaj Chopin ciągle przestrzegał go w listach przed rozrzutnością i namawiał do odkładania jakichś oszczędności. Niestety, Fryderyk nie posłuchał rad ojca i z wielkim upodobaniem prowadził rozrzutny tryb życia, szyjąc surduty tylko u najlepszych krawców, za ponad sto franków za sztukę.
W 1836 roku Chopin poznał George Sand, francuską pisarkę, która pierwsza zapałała do niego uczuciem mocnym i namiętnym. W listach do jej przyjaciół od początku widać było, że powzięła za swoją rolę służenie Fryderykowi, dogadzanie wszystkim jego życzeniom i zachciankom. Była niezwykle szczęśliwa, kiedy jej uczucie zostało odwzajemnione i Fryderyk pozwolił się otoczyć jej opieką. Jesienią 1838 roku para wraz z dziećmi George Sand postanowiła pojechać na dłuższy czas na Majorkę. Jednak to, co miało być romantyczną przygodą i kuracją dla wątłego zdrowia Chopina, już po trzech tygodniach okazało się koszmarem, który owo zdrowie tylko jeszcze bardziej nadwerężył. Zima 1838/1839 była wyjątkowo zimna i deszczowa a lokum, które George Sand wynajęła nadawało się tylko do delektowania się piękną, słoneczną pogodą, nie zaś do przetrwania przy ulewnych deszczach i przenikliwym zimnie. Fryderyk poważnie się rozchorował i wkrótce lekarze zdiagnozowali u niego gruźlicę. W konsekwencji właściciel domu zażądał od nich natychmiastowego wyprowadzenia się, bowiem obawiał się, że jeśli Fryderyk tam umrze, to on będzie musiał zgodnie z prawem spalić całe uposażenie domu, którego dotykał chory, a także wybielić ściany i wymienić wszystkie podłogi. Na szczęście z pomocą przyszedł im konsul francuski, który pomógł im zorganizować oddzielne lokum w opuszczonym klasztorze w Valdemossie. Było to z pewnością lepsze, niż perspektywa życia pod gołym niebem, ale i tam panował przenikliwy ziąb i wilgoć, które bardzo pogarszały stan zdrowia Chopina. Jedyną konsolacją była dla niego twórczość, której oddawał się z wielką pasją. George Sand wspominała potem, że „Wracając z dziećmi z nocnych wycieczek po ruinach, zastawałam go o dziesiątej wieczorem przy fortepianie, bladego, z błędnym spojrzeniem, z włosami jakby zjeżonymi. Trzeba mu było kilku chwil, żeby nas poznał”.
W końcu w lutym 1839 roku cała czwórka wróciła do Francji. Wielu biografów twierdzi zgodnie, że wyprawa na Majorkę zabiła w George Sand namiętną miłość do Chopina, która ustąpiła miejsca prawdziwie matczynej potrzebie opiekowania się chorym. W listach coraz częściej nazywała go „mały” lub „Chip Chip”, bo taki mu nadała pieszczotliwy przydomek. Choć każdy list do niego niezmiennie kończyła słowami „Kochaj mnie, mój aniele, moje szczęście. Kocham Cię”, ewidentnie coraz trudniej jej było znosić kaprysy Chopina. Jego drażliwość, chorowitość i kapryśność mocno dawały jej się we znaki, a przecież sama też była osobowością twórczą i potrzebowała ciszy, skupienia i pomocy, by kontynuować karierę pisarską. Ostatnim gwoździem do trumny ich związku był spór o córkę George Sand, Solange. Spośród dwójki swoich dzieci matka, jak to często bywa, faworyzowała syna Maurycego. Solange, często czując się odtrącona i mniej kochana zawsze znajdowała wsparcie i pociechę we Fryderyku, który pokochał ją iście ojcowskim uczuciem. Na początku George Sand tego nie zauważała, kiedy jednak ich związek zaczął się rozsypywać, w George Sand zagrała kobieca zazdrość, która podsunęła jej myśl o tym, że uczucie Chopina do Solange wcale nie było niewinne. Jak i w wielu innych kwestiach, biografowie Fryderyka nie są zgodni. Niektórzy uważają, że teoria ta byłą wyłącznie tworem wyobraźni George Sand, inni twierdzą, że jej podejrzenia były bardzo słuszne. Prawdy nigdy się już nie dowiemy, ale wiemy na pewno, że właśnie to stało się ostatecznym powodem zerwania relacji między George Sand i Chopinem. Powszechnie uważa się, że rozstanie to znacznie przyspieszyło śmierć Fryderyka, który nie radził sobie ani z emocjonalnymi konsekwencjami zerwania, ani z nagłym brakiem stałej czułej opieki.
Ostatni rok życia Chopin spędził w samotności, co jest pewnego rodzaju paradoksem, bo fizycznie otaczał go tłum ludzi: wielbicieli, uczniów, wydawców, słuchaczy. Odbył podróż do Szkocji, gdzie nawet chciał się osiedlić na stałe, ale wilgotny szkocki klimat zupełnie nie sprzyjał jego zdrowiu. Fryderyka trawiła straszna tęsknota za Polską. Był u kresu sił fizycznych i psychicznych, a brak jakiejkolwiek nadziei na powrót do kraju wcale mu nie pomagał. W ostatnich miesiącach życia był już tak słaby, że nawet nie mógł grać na fortepianie, o komponowaniu nie wspominając. 9 sierpnia 1849 roku przyjechała do niego jego ukochana siostra Ludwika, co dla Chopina było źródłem niesłychanej radości. Ludwika bardzo pomagała bratu, czuwała przy nim nocami, kiedy męczyła go bezsenność, rozmawiała z nim o Polsce, o rodzicach, o smutkach i strachach Fryderyka.
Chopin zmarł 17 października 1849 roku. Jedynym życzeniem tego, komu Francuzi usiłują bezpardonowo przypisać przynależność do ich narodu, było to, by mógł być pochowany w Polsce. W tamtych latach było to niemożliwe, wobec czego zwłoki Chopina spoczęły na cmentarzu Peres-Laches w Paryżu. Jednak jego kochająca siostra Ludwika znalazła rozwiązanie najbliższe jego życzeniu: postanowiła przywieźć do Warszawy serce Fryderyka. Legenda głosi, że pojemnik z cenną zawartością ukryła pod fałdami swoich spódnic, podejrzewała bowiem, że nawet surowi carscy celnicy nie ośmielą się dokładnie skontrolować kobiety w żałobie. Podobno na pytanie, co przewozi, odpowiedziała zgodnie z prawdą „serce brata”, ale nikt tego oświadczenia nie odebrał poważnie i nie zweryfikował go. W ten sposób serce Chopina znalazło się w Warszawie, gdzie zostało złożone w filarze nawy głównej kościoła Świętego Krzyża. Na filarze umieszczono tablicę z napisem „Fryderykowi Chopinowi – Rodacy”.
Tekst powstał na podstawie publikacji «Chopin — miłość i pasja» Iwony Kienzler.
Teraz proponuję zrobić kilka ćwiczeń językowych na zrozumienie tekstu czytanego i na słownictwo.
ĆWICZENIE 1
ĆWICZENIE 2
ĆWICZENIE 3
ĆWICZENIE 4
ĆWICZENIE 5
Co znaczą te wyrażenia użyte w tekście? Poprawną odpowiedź możecie sprawdzić, nacisnąwszy na przycisk «odpowiedź»
- przemytodpowiedźnielegalny transport czegoś/kogoś, zwykle między dwoma państwami
- koleje losuodpowiedźczyjaś historia życia z różnymi perypetiami, niespodziewanymi zmianami; podleganie fatum i niewiadomym, które kierują czyimś życiem
- ująć kogoś czymśodpowiedźprzykuć czyjeś zainteresowanie; zachwycić; trafić w czyjś gust za pomocą czegoś
- niezbite dowody na cośodpowiedźniepodważalne dowody na coś; coś oczywistego, co wskazuje na coś i nie można tego podważyć
- przekłamywaćodpowiedźzmieniać fakty; koloryzować; naginać prawdę
- w opłakanym stanieodpowiedźzniszczony; zdewastowany; w tak dużym nieładzie, tak zaniedbany, że wzbudza w kimś zwykle negatywne emocje
- «mojsza, niż twojsza»odpowiedźodwołanie do filmu „Dzień Świra”, oznaczające, że czyjeś zdanie bardziej się liczy od innego
- pochlebna opiniaodpowiedźpozytywne zdanie na jakiś temat; dobra opinia; wyrażona aprobata
- psotaodpowiedźdrobny żart; psikus; zrobiony komuś kawał; coś robionego komuś na złość lub dla zabawy
- nadszarpnąć zdrowieodpowiedźnadwyrężyć zdrowie; popaść w jakąś dolegliwość lub chorobę
- notabeneodpowiedźwtrącenie zapowiadające pojawienie się jakieś ważnej, istotnej informacji
- zwolennikodpowiedźpoplecznik; osoba, która zgadza się z kimś/czymś, kogoś/coś popiera
- wyperswadować komuś cośodpowiedźzniechęcić kogoś do zrobienia czegoś; odradzić komuś zrobienia czegoś
- zdradaodpowiedźzawiedzenie czyjegoś zaufania; przejście na inną stronę konfliktu; niedotrzymanie wierności czemuś/komuś
- niebotyczna cenaodpowiedźwygórowany, wysoki koszt czegoś, który niewielu jest w stanie pokryć
- rozrzutny tryb życiaodpowiedźżycie z przepychem, bez prowadzenia oszczędności
- zachciankiodpowiedźzwykle drobne czynności, które chce się zrobić/kupić, by się poczuć lepiej; potrzeby, jakie odczuwamy w porywie chwili
- klasztorodpowiedźmiejsce zamknięte, przeznaczone dla osób duchownych; budynek lub kompleks, gdzie mieszkają zakonnicy/zakonnice
- przydomekodpowiedźmiano, jakie się otrzymuje, gdy wykazuje się jakieś cechy wyglądu/charakteru
- ostatni gwóźdź do trumnyodpowiedźrzecz/zdarzenie, które sprawia, że ktoś/coś źle się czuje, ma z czymś/kimś kłopot, problem, trudny do rozwiązania
- czuwać przy kimśodpowiedźpilnować kogoś; opiekować się kimś (zwykle w chorobie lub podczas snu)
- żałobaodpowiedźokres w życiu człowieka/grupy osób po śmierci bliskiego lub kogoś ważnego
ĆWICZENIE 6
ĆWICZENIE 7